Od trzech lat jedną z wrześniowych sobót spędzam w Poznaniu w dość magicznych okolicznościach, czyli na Ogólnopolskiej Konferencji Noszenia Dzieci organizowanej przez doradczynię noszenia Magdę Konieczkę i jej Akademię Chustonszenia Lulamy. Okoliczności magiczne, bo pozwalające na wiele oczekiwanych i nieoczekiwanych spotkań, uścisków, całusów i spontaniczną nadprodukcje oksytocyny w głównie kobiecym gronie. Okoliczności również kolorowe, cieszące oczy ogromem pięknych produktów na stoiskach, pokazujących jak wielką i nie zawsze docenianą wartością w idei noszenia jest aspekt wizualny, ożywiający naszą codzienność i po prostu cieszący duszę. A do tego wszystkiego dochodzi jeszcze solidna dawka informacji, przekazów, relacji, doświadczeń dotyczących noszenia dzieci. Tym razem, w sposób zamierzony bądź nie, tematem głównym stało się noszenie dzieci w nosidłach przed osiągnięciem etapu samodzielnego siedzenia. Ale o tym za chwilę.
Nie na wszystkich panelach, prezentacjach i warsztatach miałam okazję być, więc moja relacja z natury rzeczy będzie subiektywna. Zaczęłam od panelu fantastycznie poprowadzonego przez Sylwię Misiak, zbierającego doświadczenia rodziców niepełnosprawnych noszących swoje dzieci. Niesamowite opowieści i refleksje Magdy, Lenki i Wojciecha zostaną ze mną pewno na dłużej. Pokazały dobitnie, że granice są w naszych głowach i szufladkach, jakie sami tworzymy.
Po panelu z ogromną przyjemnością wysłuchałam prezentacji Basi Baranowskiej – jak zawsze świetnie przygotowanej, rzeczowej i jasno przekazanej. Mniej przyjemne niestety były wnioski z jej ankiet przeprowadzonych w środowisku medycznym dotyczących kangurowania, które niestety przypomniały mi podobną jej prezentację dotyczącą długiego karmienia piersią. Dużo pracy jest wciąż do zrobienia, by wiedza o kangurowaniu docierała do wszystkich środowisk. Rola nas doradców, to przekazywanie naszego małego kawałka wiedzy rodzicom, którzy oczekują na dzieci – również te, które urodzą się o czasie!
Prezentację Tiny Hoffman o kangurowaniu i elastycznym „bolerku” Didymosa do kangurowania w szpitalu widziałam już 3 lata wcześniej w Antwerpii – na pewno dla wielu osób była to bardzo wartościowa prezentacja a produkt do kangurowania opracowany przez firmę Tiny jest jednym z lepiej przemyślanych, jakie miałam okazje zobaczyć.
Temat dzieci niesiedzących w nosidłach przewijał się kilkukrotnie w trakcie konferencji – w prezentacji nowego polskiego nosidła ze wskazaniem „od urodzenia” (niestety ta prezentacja mnie ominęła), w czasie warsztatu Tiny Hoffman, a następnie w bogatej prezentacji Nory de Stael, doświadczonej doradczyni i trenerki ze Szwajcarii. Temat nie jest nowy w świecie doradców i osób zaangażowanych w dyskusje nt. parametrów zdrowego i zgodnego z fizjologią noszenia dzieci, choć tym razem mam wrażenie, że pojawia się z większą siłą, zapewne nie bez wpływu trendów z innych krajów. O ile warsztat Tiny w jej prezentacji nie nawiązywał bezpośrednio do noworodków a Tina dość ramowo pokazała sposoby pracy z nosidłami, to wykład Nory bezpośrednio dotykał jej doświadczeń z pracy z nosidłami i najmniejszymi dziećmi. Jednym z aspektów, wart wg mnie własnych przemyśleń doradców, jest potencjalna potrzeba noszenia dziecka na plecach bardzo wcześnie ze względów psychologicznych oraz problemu z przytłoczeniem bliskością. To mi przypomniało pewne luźną myśl Kerstin Uvnas-Moberg z konferencji w Antwerpii nt „przedawkowania” oksytocyny, że być może jest to możliwe… Gdzie, w jaki sposób, czy w ogóle jest jakaś niewidzialna granica między potrzebami małego dziecka a potrzebami matki? Czy dowolne jej przekraczanie w obie strony nie powoduje zaburzenia harmonii w diadzie matka-dziecko, albo triadzie matka-dzieko-ojciec? Jak znaleźć harmonię w zaspakajaniu potrzeb członków rodziny, gdy potrzeby tego najmniejszego nie chcą i nie mogą być odraczane? Tematy ważne, na pewno zmuszające nas doradców do uważnego spojrzenia na każdą z rodzin indywidualnie, bez nadmiernych schematów.
Noworodek w nosidle to oczywiście również cała dyskusja nt jego rozwoju motorycznego, jego miejsca na ciele opiekuna, pozycji, ustabilizowania pozycji przez różne nosidła etc. Temat poruszony, na pewno nie rozwiązany ale też nie o jednoznaczne rozstrzygnięcia tu chodzi. Czy doradziłabym kiedykolwiek matce noszenie noworodka w mei-taiu? Zapewne tak, ale wtedy na pewno wiedziałabym DLACZEGO lub PO CO to zrobiłam i dlaczego nie była to chusta, której prostoty, uniwersalności i możliwości dopasowywania nie sposób zastąpić absolutnie niczym. Będziemy się w Akademii przyglądać tej dyskusji, która na pewno nie zakończy się wraz z losowaniem nagród konferencyjnych. I jednocześnie będziemy za rozwiązaniami wspierającymi prawidłowy rozwój małego człowieka – a jeśli to nie będzie jasne, to zawsze wybierzemy rozwiązanie bezpieczne i nie budzące wątpliwości.
Na koniec słowo do Magdy Konieczki: Magdo, jestem pod ogromnym wrażeniem pracy i serca, jaką wkładasz w to wydarzenie, bez którego polski świat chustowy na pewno byłby uboższy. Dziękuję w imieniu całej AND!
Marta Żurek